Według MEN jest lepiej. Skąd oni to wzięli?
16 maja 2018
Ministerstwo edukacji, odpowiadając na naszą kampanię „Chcemy godnie zarabiać!”, w oficjalnym komunikacie posługuje się innymi, dużo wyższymi kwotami wynagrodzeń. W ten sposób próbuje zamaskować mizerię nauczycielskich wynagrodzeń. Według MEN stażysta od kwietnia zarabia 2900,20 zł brutto i otrzymał podwyżkę 147,28 zł; kontraktowy zarabia 3219,22 zł brutto z podwyżką 163,48 zł; mianowany – 4176,29 zł brutto z podwyżką 212,09 zł; a dyplomowany – 5336,37 zł brutto z podwyżką 271 zł. Skąd ministerstwo wzięło te stawki?
Resort Anny Zalewskiej operuje tzw. średnim nauczycielskim wynagrodzeniem, które tak naprawdę istnieje tylko na papierze. To pojęcie stworzone po to, by księgowi w gminach i powiatach mogli rozliczać się z MEN i Ministerstwem Finansów z subwencji oświatowej wypłaconej samorządom na utrzymanie szkół.
Stawki te nie mają wiele wspólnego z realnymi zarobkami nauczycieli! Do średniej płacy wlicza się wszystkie możliwe w całej karierze zawodowej dodatki, np. dodatek za pełnienie funkcji kierowniczej, nagrodę jubileuszową, dodatkowe wynagrodzenie za pracę w porze nocnej czy odprawę emerytalną. Żaden nauczyciel nie zarabia wynagrodzenia wskazanego przez MEN. To jest po prostu niemożliwe. Nauczyciele oczywiście do wynagrodzenia zasadniczego otrzymują dodatki. Są one jednak znacznie zróżnicowane, w zależności od zamożności samorządu. W jednej miejscowości dodatek motywacyjny wynosi 10 zł, a w innej 200 zł.